Jagodowe Wzgórze
Brodzę we wspomnieniach w
Otchłani skalistego bagna gdzie
Jego głos bez ciała odbija
Się echem i czkawką po
Obu stronach zbocza i między
Słojami drzew
Chodzę po lesie widmowym
Kopiąc kamienie i motyle
Bez skrzydeł pod nożem
Sztuki i ulgi
Chodzę po lesie gdzie płynie
Rzeka cielesna której delta
Skręca na boki
Woda przepływa między
Oczami ryb i nogami o tym
Samym morskim zapachu
Mój sobowtór w lustrze powtarza
Wróć z tej przesiąkniętej krwią
Słoną i brunatnymi łzami ziemi
Do ojczystej plaży pełnej
Glonów pękniętych muszli
I szkieł kąsających
Nieuważne stopy
Wróć i zatkaj swe usta
Krzykiem mew a oczy
Widokiem kruszejącego klifu
Porzuć ten pożółkły świat
Gdzie uczucia rozszarpują
Serce niczym krzak agrestu
Porzuć ten świat
Lecz moje zaklęte w ubrudzonym
Szminką szkle mimesis nie rozumie
Nie rozumie zapachu tej krasnej koszuli
Czy iglastej brody pełznącej po szyi
Nie widzi tego jawionego w oczach chłodu
Chłodu który wichrzył mi włosy
Osadzał na obojczykach
W postaci zziajanego oddechu
Nie rozumie jak ciężko
Wyzbyć się człowieczeństwa
Osadzającego rozum na dnie
Śliskiej skrzyni
Wyma(ż/rz)ę Cię
Ze swej pamięci
Czy w swoich snach?
Tak jestem oliwką na
Celowniku ogrodnika
Ścinającego głowy
Upadam z bezradności na głazach
I patrzę przez słodką mgłę
Na tańczące nad tą chwilą gwiazdy
Choć emocje tak silne tak
Rzadkie jak fazy księżyca to
W pełni zrozumiałam że drugi raz
Już nie wejdę na tą samą górę
Komentarze
Prześlij komentarz
Co o tym sądzisz ? :)