#4 Jagodowe Wzgórze



Jagodowe Wzgórze

Brodzę we wspomnieniach w
 Otchłani skalistego bagna gdzie
Jego głos bez ciała odbija
Się echem i czkawką po
Obu stronach zbocza i między
Słojami drzew 

Chodzę po lesie widmowym 
Kopiąc kamienie i motyle 
Bez skrzydeł pod nożem
Sztuki i ulgi 

Chodzę po lesie gdzie płynie
Rzeka cielesna której delta
Skręca na boki
 Woda przepływa między 
Oczami ryb i nogami o tym
Samym morskim zapachu

Mój sobowtór w lustrze powtarza 
Wróć z tej przesiąkniętej krwią
Słoną i brunatnymi łzami ziemi
Do ojczystej plaży pełnej
Glonów pękniętych muszli
I szkieł kąsających 
Nieuważne stopy

Wróć i zatkaj swe usta
Krzykiem mew a oczy
Widokiem kruszejącego klifu

Porzuć ten pożółkły świat
Gdzie uczucia rozszarpują
Serce niczym krzak agrestu
Porzuć ten świat

Lecz moje zaklęte w ubrudzonym
Szminką szkle mimesis nie rozumie

Nie rozumie zapachu tej krasnej koszuli
Czy iglastej brody pełznącej po szyi 
Nie widzi tego jawionego w oczach chłodu

Chłodu który wichrzył mi włosy 
Osadzał na obojczykach
W postaci zziajanego oddechu
Nie rozumie jak ciężko
Wyzbyć się człowieczeństwa
Osadzającego rozum na dnie
Śliskiej skrzyni

Wyma(ż/rz)ę Cię 
Ze swej pamięci
Czy w swoich snach?

Tak jestem oliwką na 
Celowniku ogrodnika
Ścinającego głowy 

Upadam z bezradności na głazach
I patrzę przez słodką mgłę
Na tańczące nad tą chwilą gwiazdy
Choć emocje tak silne tak
Rzadkie jak fazy księżyca to
W pełni zrozumiałam że drugi raz
Już nie wejdę na tą samą górę


Komentarze