#8 Wyspa Kwiatów



Wyspa kwiatów

Zanurzam stopy w kolczastych
Koloniach łodyg i kłączy z przeszłości

Znowu plączę się w pajęczynie
Czarnych myśli pełnych rys i pęknięć
Pozostawiających malinki na umyśle

Mój spokój ma kształt kanciastego wianka 
Gdzie zamiast pędów wanilii 
Piskliwe rosiczki zjadają nawzajem 
Swoje owoce
Spowijając cielesną powłokę gorzkim odorem padliny

Pokładam swoje gliniane kończyny na
Niebieskim prześcieradle odciskając
Niezmyte resztki wieczornego makijażu
I przez noc całą wiszą one nad wyspą
Niczym polarne zorze

A słońcem się śmieje nocny
Szyderca dla którego ta klęska
Jestestwa jest prawdziwą ucztą

Moja dusza jest liściem zjadanym przez
Larwy boleści za lat młodzieńczych gdzie
Odgłos kroków i oddechów w oddali niósł
Się powiewami wiatru przez futrynę
Wzajemnego uznania? 

Gdy strudzona ciągłym praniem prześcieradła
Wolałam ulżyć napięciom na kuchennym blacie
Nie myśląc że oglądające to kwiaty
Mogą nie mieć na to ochoty

A teraz?
Teraz pętam się wśród chwastów
Co czują się paniami różami z planety B-612
Pętam się na melancholijnej łące gdzie
W akcie białej rozpaczy i zeschły bluszcz
Trujący pachnie niczym jaśmin

A ja rosnąć nie mogę spokojnie pośród
Tych gleb bielicowych i płowych 
Ciesząc się każdym brzaskiem czy zachodem
Słońca i krzykiem ach radosnym krzykiem
Pobudzonych ptaków

Dajcie mi żyć i zapuszczać korzenie
Na jałowych terenach stworzę z tej wyspy
Swój raj autarkiczny

Choćby na zawsze miała pozostać bezludna


Komentarze