Wyspa kwiatów
Zanurzam stopy w kolczastych
Koloniach łodyg i kłączy z przeszłości
Znowu plączę się w pajęczynie
Czarnych myśli pełnych rys i pęknięć
Pozostawiających malinki na umyśle
Mój spokój ma kształt kanciastego wianka
Gdzie zamiast pędów wanilii
Piskliwe rosiczki zjadają nawzajem
Swoje owoce
Spowijając cielesną powłokę gorzkim odorem padliny
Spowijając cielesną powłokę gorzkim odorem padliny
Pokładam swoje gliniane kończyny
na
Niebieskim prześcieradle
odciskając
Niezmyte resztki wieczornego makijażu
I przez noc całą wiszą one nad wyspą
Niczym polarne zorze
A słońcem się śmieje nocny
Szyderca dla którego ta klęska
Jestestwa jest prawdziwą ucztą
Moja dusza jest liściem zjadanym
przez
Larwy boleści za lat młodzieńczych
gdzie
Odgłos kroków i oddechów w oddali
niósł
Się powiewami wiatru przez futrynę
Wzajemnego uznania?
Gdy strudzona ciągłym praniem prześcieradła
Wolałam ulżyć napięciom na kuchennym blacie
Nie myśląc że oglądające to kwiaty
Mogą nie mieć na to ochoty
A teraz?
Teraz pętam się wśród chwastów
Co czują się paniami różami z
planety B-612
Pętam się na melancholijnej łące gdzie
W akcie białej rozpaczy i zeschły
bluszcz
Trujący pachnie niczym jaśmin
A ja rosnąć nie mogę spokojnie
pośród
Tych gleb bielicowych i płowych
Ciesząc
się każdym brzaskiem czy zachodem
Słońca i krzykiem ach radosnym krzykiem
Pobudzonych ptaków
Pobudzonych ptaków
Dajcie mi żyć i zapuszczać korzenie
Na jałowych terenach stworzę z tej wyspy
Swój raj autarkiczny
Choćby na zawsze miała pozostać bezludna
Komentarze
Prześlij komentarz
Co o tym sądzisz ? :)